środa, 29 kwietnia 2015

Kwietniowe denko.

Kwiecień już prawie za nami, więc pora na kolejne denko. Trochę się tego nazbierało, pasuje opróżnić torbę i zabrać się za dalsze zużywanie ;D 


WŁOSY:
1. Szampon ułatwiający rozczesywanie |Babydream| - bardzo dobry szampon, z którym się polubiłam bardziej niż z jego klasyczną wersją. Niestety u mnie w Rossmannie go nie ma (jak sporej części produktów) i nie wiem kiedy będę miała znowu okazję go kupić ;| Radził sobie ze zmyciem olei, dobrze oczyszczał i na szczęście nie plątał tak bardzo włosów, jak dla mnie cudowny szampon. Jak tylko go znowu dopadnę, na pewno kupię ponownie. 

2. Elseve magiczna moc olejków szampon odbudowujący |L'Oreal| - tego gagatka użyłam zaledwie kilka razy, aby móc wyrobić sobie opinię na jego temat. Pozostałą zawartość opakowania zdenkowała moja siostra. Szampon nie urzekł mnie niczym szczególnym, od taki zwyklak. Nie podobał mi się jego zapach, który jak na złość długo utrzymywał się na włosach ;/ Poza tym dobrze się pienił, był wydajny, mocno oczyszczał włosy i skórę głowy, ale niestety dość szybko się po nim przetłuszczały. Ostatnio jednak coraz mocniej przekonuję się do bardziej naturalnych szamponów i tego nie kupię ponownie.

3. Odlewka maski Milk |Kallos| - dostałam ją jako gratis w wygranym rozdaniu i taka pojemność wystarczyła mi na kilka użyć, czyli całkiem nieźle ;) Maska pachnie cudownie jak waniliowo-śmietankowy budyń, a jej zapach długo się utrzymuje. W działaniu jak dla mnie jest podobna do innych masek Kallosa, ale niestety zauważyłam, że ta wersja mocniej puszy mi włosy i trudniej mi było je ujarzmić. Dlatego nie wiem czy kupię ją ponownie. Zostanę chyba przy sprawdzonych wersjach. 

4. Łagodny szampon i płyn do kąpieli 2w1 |Mixa baby| - produkt skierowany w szczególności do dzieci, ale poza Dominikiem większość opakowania zużyłam ja ;D Małemu umyłam nim kilka razy włosy i dodałam do kąpieli, ale nie specjalnie się wyróżnił na tle innych Jego produktów tego typu. Jako szampon był delikatny, nie radził sobie ze zmyciem oleju, troszkę plątał włosy i pozostawiał je nie do końca takie jakbym oczekiwała. Poza tym miał bardzo mocny pudrowy zapach, był wydajny, ale pompka niestety czasami się zacinała, dlatego zazwyczaj wylewałam go prosto z opakowania na dłoń. Raczej nie kupię go ponownie, bo za 23 zł znajdziemy dużo lepsze szampony.   

5. Lustrzany blask 24h, olejek do włosów matowych i trudnych do rozczesania |Schauma| - używałam go przez kilka miesięcy do zabezpieczania końcówek i czasami również na całą długość, na mokre i suche włosy. Całkiem nieźle się sprawdził, nie obklejał włosów, nie strączkował, ani nie przetłuszczał. Był wydajny, miał wygodną pompkę, ładny zapach, także czego chcieć więcej ;) Może kiedyś kupię ponownie, ponieważ na razie mam zapas olejków. 

6. Intensywnie regenerująca maseczka do włosów złote algi i kawior |Biovax|RECENZJA. Byłam z niej całkiem zadowolona, może kiedyś kupię ponownie, ale na razie wolałabym przetestować inne wersje Biovaxu ;)

TWARZ
7. Pasta do głębokiego oczyszczania twarzy przeciw zaskórnikom |Ziaja| - na początku byłam sceptycznie nastawiona do tego produktu, ale z czasem się do niego bardziej przekonałam. Pasta dobrze oczyszcza skórę, nie ściąga jej, pozostawia miękką, gładką no i oczyszczoną. Pastę-peeling miałam długi czas i używałam jej zazwyczaj co kilka dni, ponieważ częściej nie potrzebowałam. Z serii liście manuka ten produkt polubiłam chyba najbardziej, także polecam tym którzy jeszcze nie próbowali. Mam już kolejne opakowanie, także pora je wyciągnąć z pudła zapasów ;)

8. Oczyszczające plastry w żelu |Avon| - już Wam kiedyś wspominałam jak te plastry u mnie działają. Gdy wcześniej mocno oczyszczę skórę peelingiem, do tego użyję oczyszczającej maseczki, a później dołożę do tego plastry to efekt jest zauważalny. Niestety same plastry nie wiele mogą zdziałać, po użyciu tylko samego żelu nie widzę niestety żadnej różnicy. Są fajnym uzupełnieniem, ale same nie są wystarczające. Raczej nie kupię ponownie

9. 10. Truskawkowa maseczka głęboko nawilżająca i odblokowująca pory |Strawberry Souffle|, Liście zielonej oliwki, oliwkowa maska regenerująca z kwasem hialuronowym |Ziaja|RECENZJA OBU MASECZEK.

CIAŁO:
11. Antyperspirant |Sanex| - godny polecenia produkt, który odpowiednio chroni przed potem, ma przyjemny zapach, nie uczula, ani nie podrażnia. Mile mnie zaskoczył i myślę, że kiedyś kupię go ponownie

12. Mleczko do kąpieli mleko i miód |Avon| - mleczka z tej serii są jeszcze lepsze niż płyny do kąpieli, ponieważ są gęstsze dzięki czemu są bardziej wydajne, świetnie się pienią i ładnie pachną. Nie mają złego wpływu na moją skórę, a jedynie umilają kąpiel ;) Kupię ponownie.    

13. Mydło w płynie |Avon| - co za okropieństwo! Najgorszy produkt w dzisiejszym denku. Po pierwsze nie lubię tego zapachu, mydło kupiłam razem z 500 ml żelem pod prysznic także długo się męczyłam z tym smrodkiem. Po drugie okropnie przesuszało skórę dłoni i jak na złość było wydajne. Nie kupię ponownie, bo nie jest wart nawet złotówki ;/

14. Żel pod prysznic |Avon| - zapach ładny, działanie takie jak zawsze, niestety konsystencja jakaś dziwna-galaretowata. Chyba pierwszy raz trafił mi się taki żel z Avonu i nie wiem właściwie czemu... Kupię ponownie, ale już raczej nie wrócę do tego zapachu. 

15. Nawilżający krem do rąk wzmacniający paznokcie |Vaseline| - ogólnie dobry krem, ale raczej dla osób mniej wymagających z mało zniszczoną i mało przesuszoną skórą. Jego konsystencja nie była zbyt treściwa, krem był dość rzadki do tego miał w sobie jakieś dziwne grudki. Wydaje mi się że trafiłam na jakąś felerną wersję, ale poza tym był w porządku. Zapach kremu był bardzo przyjemny-kwiatowy, szybko się wchłaniał i delikatnie nawilżał. Gdy ktoś zmaga się z suchą i zniszczoną skórą dłoni może okazać się nie wystarczający, ale na co dzień powinien być okej. Nie tłuści rąk i nie pozostawia na niej klejącej warstwy za co duży plus. Może kiedyś kupię ponownie.    

16. Łagodna pianka do golenia |Skino| - wcześniej miałam wersję nawilżającą i w sumie nie widzę między nimi żadnej różnicy. Bardzo dobra pianka, tania, wydajna i bardzo treściwa, gęsta i zbita ;) Nie mam się do niczego przyczepić. Na pewno kupię ponownie.  

Na dzisiaj to wszystko, dajcie znać jak Wasze denka w tym miesiącu ;))

wtorek, 28 kwietnia 2015

Praktyczna paczuszka ;) | Program Nowości.

W piątek odebrałam kwietniową paczuszkę z Programu Nowości Rossmanna i dzisiaj chciałam się z Wami podzielić jej zawartością ;) Tym razem w pudełku znalazłam 10 produktów, całkiem praktycznych i przydatnych ;)


Colorama lakier do paznokci |Maybelline| - piękna brzoskwinka, której mi brakowało w mojej "kolekcji" lakierów (11,99zł)

Fruity Shine Cherry pomadka do ust |Nivea| - średnio przepadam za barwiącymi pomadkami, ale jak się nie spiszę to oddam siostrze lub mamie ;) (7,99zł)

Black Seed Dry Oil serum do włosów |Kardashian Beauty| - tego produktu jestem chyba najbardziej ciekawa, szkoda tylko, że jest taki malutki ;| (5,99zł)

ProComfort tampony higieniczne |OB| (13,49zł)

Self Tan arganowa mgiełka samoopalająca do twarzy i ciała 3w1, ciemna karnacja |Eveline| - nienawidzę się opalać, ale też nie lubię być przeraźliwie biała, więc taka mgiełka powinna mi się przydać ;) (19,99zł)

Self Tan rajstopy w sprayu 10w1, z efektem kremu BB |Eveline| - to moje pierwsze rajstopy w sprayu także jestem niesamowicie ciekawa efektu! (19,99zł)

Power Fruit specjalistyczna kuracja nawilżająca |Evree| - nazbierało mi się już całkiem sporo nawilżaczy do ciała, w formie olejków również, także nie wiem kiedy ja to wszystko zużyję ;/ Z Evree nie miałam jeszcze żadnego produktu, także mimo to jestem go ciekawa. (27,99zł)

Platinum płyn do mycia naczyń, Lemon & Lime |Fairy| (6,49zł)

Dekoracyjny wkład zapachowy bawełna i jaśmin |Pachnąca Szafa| (10,99zł)

Girls Best Friend pędzel do aplikacji kremów pielęgnacyjnych |Sense and Body| - dzisiaj pierwszy raz w życiu nakładałam krem pędzlem i chyba się jednak polubimy ;) (24,99zł)


Tutaj jeszcze zbliżenie na trzy maluszki ;)

Który produkt zaciekawił Was najbardziej? ;-)

piątek, 24 kwietnia 2015

Zapraszam na ROZDANIE! ;)

Dzisiaj będzie krótko i na temat, mam dla Was drugie w historii mojego bloga rozdanie ;) Zasady będą proste i takie jak kilka miesięcy temu. Mam nadzieję, że nagrody Wam się spodobają i z chęcią weźmiecie w nim udział :)


Baner i nagrody:
- litrowa maska Kallos Cherry
- biało-czarne opakowanie: odlewka maski Kallos Blueberry 
- płyn do kąpieli granat i peonia Avon
- balsam do ciała Balea pomarańcza i mango
- żel pod prysznic Balea ananas i kokos
- peeling do ciała Marion mleczko kokosowe 
- 2 lakiery Avon
- limonkowy lakier Essie

dodatkowo:
- róż Blush Creme Wibo nr 1
- rozświetlacz w kulkach Wibo

2 produkty z kolorówki, które jak pewnie część z Was kojarzy dostałam z Rossmanna, przetestowałam je, ale postanowiłam podać dalej. Produktów użyłam około 3 razy, mimo to wyglądają jak nowe. Oddaje je nie dlatego że są kiepskie itp tylko dlatego że nie potrzebuję czwartego różu i trzeciego rozświetlacza ;)
Chce być z Wami szczera dlatego nie piszę, że te 2 kosmetyki są nowe i że zakupiłam je sama. Jeśli ktoś sobie nie życzy otrzymać przetestowanych przeze mnie produktów, proszę napisać o tym w komentarzu ;)


Co trzeba zrobić, aby wziąć udział w losowaniu:
Obowiązkowo: 
- być publicznym obserwatorem mojego bloga i zostawić komentarz poniżej (1 los)
Dodatkowo: 
- umieścić na swoim blogu baner z linkiem przekierowującym do rozdania (2 losy)
- dodać mojego bloga do Blogrolla (1 los)
- zaobserwować mnie na Instagramie TUTAJ (1 los)


Regulamin:
1. Organizatorem rozdania jest autorka bloga pinaakolaadaa.blogspot.com
2. Nagrody są ufundowane przeze mnie, z wyjątkiem różu i rozświetlacza z Wibo.
3. Produkty są nowe i mają długi termin ważności.
4. Rozdanie trwa miesiąc od 24.04 do 24.05 bieżącego roku.
5. Zwycięzca zostanie wyłoniony drogą losowania. 
6. Do 3 dni od zakończenia rozdania wylosuję zwycięzce, poinformuję o tym na blogu i napiszę e-maila do tej osoby.
7. Jeśli zwycięzca nie skontaktuje się ze mną w przeciągu 3 dni od mojego e-maila, wylosuję kolejną osobę. 
8. Nagroda zostanie wysłana do 5 dni tylko na terenie Polski i na mój koszt.
9. Zastrzegam sobie prawo do zmian w regulaminie.



Wzór zgłoszenia:
Obserwuje jako:
Mój adres e-mail:
Baner: TAK/NIE (jeśli tak podaj link do strony)
Blogroll: TAK/NIE (jeśli tak podaj link do strony)
Obserwuje na Instagramie: TAK/NIE (jeśli tak podaj swój nick)


środa, 22 kwietnia 2015

BALEA kolorowe i pachnące zamówienie! ;))

Dzisiaj mam dla Was bardzo kolorowy i przyjemny post, a mianowicie zakupy! ;))
Nie są to byle jakie zakupy, ale moje pierwsze niemieckie kosmetyki o których pewnie każda z Was słyszała ;) Od bardzo dawna chciałam je wypróbować, ale niestety nie miałam do nich dostępu. Do czasu gdy trafiłam na stronę https://drogerianiemiecka.pl/, którą serdecznie mogę Wam polecić! ;) Przesyłka dotarła do mnie w kilka dni z granicy polsko-niemieckiej czyli ze Zgorzelca. Wszystkie kosmetyki były dokładnie oklejone i nie ucierpiały w podróży. Ceny na stronie są kuszące, daty ważności są bardzo długie i jestem pewna, że na jednym zamówieniu się nie skończy :))
Wybaczcie mi to podekscytowanie, ale uwielbiam takie kolorowe opakowania i jeszcze piękniejsze zapachy ;) Wiecie, że uwielbiam kosmetyki pielęgnacyjne, a te cudeńka tylko urozmaicą moją codzienną rutynę.


Przechodząc już do mojego zamówienia wybrałam to czego byłam najbardziej ciekawa i co chciałam od dawna wypróbować czyli żele pod prysznic i balsamy. Nie zdecydowałam się na nic z kolorówki, bo tak na prawdę nie wiedziałam na co postawić, co jest godne polecenia itd. Trafem wyszło tak, że wszystkie kosmetyki są marki Balea, ale Alverde też mnie kusiło ;)


Żele pod prysznic: Cabana Dream - brzoskwinia i marakuja, Tropical Sunshine - pomarańcza i mango, Paradise Beach - ananas i kokos. 


Balsamy: nowe limitowane zapachy do duetu dwóch powyższych żeli ;)


Profesjonalny szampon i odżywka do włosów brązowych. Zastanawiałam się nad wersją oczyszczającą, ale niedługo mam zamiar pokombinować z kolorem moich włosów, więc może taki duet sprawdzi się później w ich pielęgnacji i utrzymaniu odpowiedniego koloru. 


Fiołkowy krem do rąk i mydło w płynie. 


Żelki Haribo. Nie mogło również zabraknąć czegoś słodkiego dla moich chłopaków (no i dla mnie ;D).

Gdybym miała więcej funduszy wykupiłabym cały asortyment sklepu! ;D Jestem bardzo zadowolona i nie myślcie, że te wszystkie pachnidła zużyję sama ;) W piątek spodziewajcie się rozdania na blogu! ;)

A sam sklep szczerze Wam polecam, skusicie się na coś? ;)

wtorek, 21 kwietnia 2015

Jestem na NIE!

Na początku chciałam Wam bardzo bardzo podziękować za wszystkie miłe słowa pod ostatnim postem, a także pod zdjęciem włosów na Instagramie! To bardzo miłe, że ktoś docenia moje starania i widzi ich efekty na moich włosach ;) Wasze ciepłe słowa dają mi jeszcze większego kopa i siły do działania ;*

Każda z nas czasami trafia na kosmetyk, który jest powiedzmy sobie szczerze beznadziejny. Ja znalazłam kilka kolejnych bubli w swoich zbiorach i wiem jedno, moja przygoda dzisiaj się z nimi kończy...

Oto pięciu NIEwspaniałych:


Kolorówka z Avonu jak dla mnie pozostawia wiele do życzenia, jest może zaledwie kilka produktów tej marki, które mogę Wam polecić i do których sama z chęcią bym powróciła. Ceny czasami są zbyt wygórowane jak na taką jakość, a tańsze i lepsze odpowiedniki znajdziemy w każdej drogerii.
Tak właśnie jest w przypadku tego oto podkładu i tuszu.



1. Podkład rozświetlająco-wygładzający Bright Star - efekt świeżej i promiennej cery. Po pierwsze kolor! Miał to być najjaśniejszy odcień, a jak się później okazało jest ciemniejszy niż drugi w kolejce (bez sensu). Pomijając już to że jest dla mnie zbyt pomarańczowy, jego krycie, formuła i efekt jaki daje jest baaardzo kiepski. Robi plamy na twarzy, niemiłosiernie osiada na brwiach, potrafi jedynie wyrównać koloryt, nie dając nawet średniego krycia. Wszystko przez niego prześwituje jakby był to zwykły krem. Użyłam go raz i więcej nie zamierzam, moja siostra również go przetestowała i ma takie samo zdanie jak ja. Może dla osób, które mają cerę bez niedoskonałości będzie ok, pod warunkiem, że traficie lepiej z kolorem niż ja.  

2. Pogrubiający tusz do rzęs Big & Daring - rewolucja w objętości kremowo-żelowy tusz z kolagenem dla 6x grubszych rzęs bez grudek, sklejania i rozmazywania. Taaaaa.... grubsze rzęsy, ale tylko dlatego, że sklejone na maksa! Poza okropnym sklejeniem rzęs, masa grudek, zero podkręcenia i wydłużenia. Ten tusz, a dokładnie jego szczoteczka kompletnie sobie nie radzi z ładnym i delikatnym podkręceniem rzęs, pozostawia je proste jak druty (mimo użycia zalotki), ciężkie od tuszu (mimo jednej warstwy) i gorsze niż naturalne. Poczekałam nawet, aż tusz trochę zaschnie i dałam mu jeszcze nie jedną szansę, niestety z każdą kolejną było tylko gorzej. Skusiłam się na ten tusz po bardzo dobrej opinii Hani z digitalgirl, której rzęsy w przeciwieństwie do moich zawsze wyglądają fenomenalnie. Muszę stwierdzić, że jest to jedna z gorszych mascar jakie miałam i utwierdziłam się w przekonaniu, że jednak silikonowe szczoteczki dużo lepiej się u mnie sprawdzają. 

odcień podkładu, szczoteczka tuszu 


Pamiętacie moje zamówienie z  BINGO SPA? Przetestowałam kolejne dwa produkty z tego zamówienia i jeszcze bardziej się utwierdziłam w przekonaniu, że już nigdy nic nie kupię tej marki. Zostały mi tylko 2 produkty w zapasach (żel do higieny intymnej, maska spirulina i keratyna) pozostałe 8 wypróbowałam, lub zdenkowałam i żadne z nich mnie nie oczarowało. W większości były bardzo przeciętne, a pozostałe to zwykłe buble. Dobrze, że wydałam wtedy tylko 30 zł, bo inaczej byłabym na siebie bardzo zła. Nigdy więcej!

3. Mleczko do mycia twarzy i szyi z jedwabiem - w grudniu pokazywałam Wam KOLAGENOWĄ wersję tego mleczka i również znalazła się ona w bublach. Podobnie jak w tamtym przypadku produkt niesamowicie przesuszył mi skórę już po 1-2 użyciu. Po każdym myciu moja skóra była ściągnięta czego okropnie nienawidzę, do tego zapach nie przypadł mi do gustu. Wolę delikatniejsze w działaniu i zapachu produkty do twarzy niż ten oto osobnik. Nie po to dbam o odpowiednie nawilżenie mojej skóry, aby podczas mycia przechodziła takie katorgi. Podzieliłam się nim również z moją siostrą, ale po wypróbowaniu odesłała mnie z kwitkiem, bo u niej (nie)sprawdził się tak samo. 

4. Balsam brzoskwiniowy do dłoni - brzmi całkiem przyjemnie, prawda? Skupiając się na zapachu to jest on baaardzo intensywny, niestety nie w dobrym tego słowa znaczeniu ;/ Gdy go czuję to mnie dosłownie mdli i od razu mam migrenę, zapach jest straszny! Wystarczy malutka kropelka, a skóra niewyobrażalnie mocno śmierdzi. Zapach ten od razu mnie odrzucił i wiedziałam, że nie będę tego balsamu używać do pielęgnacji dłoni. Pomyślałam zatem, że może na stopach ten zapach nie będzie mi tak przeszkadzał. Mimo to mając stopy daleko od nosa, dodatkowo mając na nich skarpetki i trzymając je pod kołdrą nadal go czułam! 
Darując sobie już ten "zapach", balsam nie daje kompletnie żadnych efektów! Zero nawilżenia, odżywienia, kompletnie nic. On niestety tylko "pachnie". Bez sensu...   


Tego produktu nie chcę nazywać bublem, bo z tego co czytałam u każdego się sprawdził poza mną ;( Może wersja dla skóry normalnej okazała się być dla mnie zbyt drastyczna, sama nie wiem, ale żałuję, że u mnie nie zadziałał tak jak u innych ;|

5. Activblock Classic antyperspirant dla skóry normalnej - długotrwała i zaawansowana ochrona przed nadmierną potliwością. Pierwszy raz miałam do czynienia z blockerem, który po około 3 użyciach (na noc) zmniejszy nadmierną potliwość. Nigdy nie miałam z potliwością większych problemów i jak na razie nadal zostanę przy zwykłych antyperspirantach. Niestety ten produkt okropnie mnie podrażnił, do tego stopnia, że przez kilka dni miałam czerwoną, piekącą i obolałą skórę pod pachami.
Użyłam go zaledwie dwa razy, a czułam jakbym przeszła przez piekło ;/ Zastosowałam się do wszystkich zaleceń producenta i zrobiłam dokładnie to co powinnam. Za pierwszym razem przetrzymałam produkt jak najdłużej mogłam, ale za drugim już zwijałam się z bólu i szybko go zmyłam. Niestety kolejnego razu nie zaryzykowałam i nie zamierzam. 

Pamiętajcie, że to co u mnie się nie sprawdziło, nie znaczy, że u Was będzie tak samo. Jest to tylko moja indywidualna opinia ;)

Jakie były Wasze największe buble? Czego powinnam się wystrzegać? ;D


piątek, 17 kwietnia 2015

Lniany dzień dla włosów | zakręcone ślimaczki.

Ostatnio coraz rzadziej wspominam Wam o moich dniach dla włosów, może dlatego, że nie robię nic inwazyjnego i mało eksperymentuje. Po tylu miesiącach walki o nowe zdrowsze włosy zazwyczaj trzymam się tego co mam już sprawdzone. Czyli na przykład olejowania, nic innego nie daje mi takich efektów jak właśnie ono ;) 
Dzień dla moich włosów miałam wczoraj, zdjęcia są z dzisiaj. Użyłam po raz 2 oleju lnianego, który kupiłam w Biedronce i w którym już jestem zakochana! Sprawdza się dużo lepiej niż olej z pestek winogron. Szkoda tylko, że jest taki malutki, a ja nie lubię sobie szczędzić oleju podczas olejowania ;|
Wypróbowałam również szampon lniany w który się niedawno zaopatrzyłam i na razie jestem zadowolona ;) Poza tym posłużyłam się również maseczką jajeczną z Joanny do której dołożyłam mąkę ziemniaczaną, aby włosy się aż tak nie puszyły, były bardziej wygładzone i ujarzmione.  



Czego użyłam:
- na wilgotne włosy nałożyłam olej lniany na dwie godziny
- następnie umyłam je szamponem lnianym z Barwy naturalnej
- po myciu na mokre włosy nałożyłam mieszankę maseczki jajecznej z Joanny i mąki ziemniaczanej (proporcja na oko: 2 łyżeczki mąki i kilka łyżeczek maski)
- mieszankę trzymałam około 40 minut następnie dokładnie spłukałam
- użyłam jeszcze ekspresowej odżywki z Glisskura, aby lepiej się rozczesywały i jedwabiu na końcówki z Green Pharmacy
- włosy wyschły w około dwie godziny i przed samym spaniem zawinęłam je w dwa ślimaczki spięłam gumkami i wsuwkami DLA NIEWTAJEMNICZONYCH 
- rano je rozpuściłam i otrzymałam właśnie taki efekt :)


Powiem Wam, że po raz pierwszy zrobiłam sobie ślimaczki na głowie ;D Może nie wyszło idealnie, ale najgorzej nie jest. Następnym razem zrobię je bliżej środka głowy, a nie tak blisko twarzy jak tym razem, bo niezbyt dokładnie się pokręciły z tyłu, a pasma z przodu aż za bardzo. Ogólnie jestem zadowolona i mogłabym mieć takie loczki naturalnie ;D Włosy po olejowaniu są bardzo przyjemne w dotyku, dobrze się układają i czuję, że otrzymały wszystko czego potrzebowały. Jak dostanę jeszcze ten olej w Biedronce to z pewnością się skuszę. 

Poradźcie mi proszę czego mogę używać pod olej, bo wydaje mi się że włosy zwilżone ciepłą wodą to jedna za mało. 
Do poniedziałku Dziewczyny! ;)

czwartek, 16 kwietnia 2015

Jak pachnie mój Mężczyzna? ;) | Zara for Him Gold

Dzisiaj mam dla Was dość nietypowy post, a mianowicie chcę Wam opowiedzieć o moim ulubionym męskim zapachu! ;))
Nie jestem znawcą w temacie damskich perfum, a co dopiero męskich, ale jest jeden wyjątkowy zapach w którym jestem zakochana po uszy i to już od ponad roku ;) Może któraś z Was obecnie szuka dla swojego Mężczyzny nowego pachnidła i z chęcią przeczyta to co mam Wam do zaoferowania ;) 


Jak już widzicie po tytule i po zdjęciach mowa tutaj o perfumach Zara for Him Gold, jest jeszcze wersja Silver, ale mi osobiście właśnie to złotko skradło serce. 
Perfumy podarowałam mojemu Ukochanemu w ubiegłym roku na Gwiazdkę i już kilka miesięcy temu zdążył je zdenkować. Mimo to nie pozwoliłam mu wyrzucić buteleczki i jakiś czas temu perfidnie mu ją podkradłam. Nie potrafię opisywać zapachów, ale postaram się chociaż trochę Wam przybliżyć to co czuję gdy mam je pod nosem ;D


Pamiętam, że rok temu w okolicach Świąt bardzo długo szukałam idealnego męskiego zapachu. Odwiedziłam kilka drogerii i innych mniej typowych sklepów, aż nogi poniosły mnie do Zary. Kilka lat temu zakochałam się tam w jednym zapachu, o dziwo damskim i kupowałam go regularnie przez kilka miesięcy. Nadal mam ochotę do niego wrócić i kiedyś na pewno Wam o nim coś więcej napiszę ;)
Już nie odbiegając od tematu weszłam do Zary i sprawdziłam kilka męskich zapachów w poszukiwaniu tego najpiękniejszego.

Na początku moją uwagę zwróciło opakowanie, moim zdaniem jest eleganckie, męskie, toporne i od razu bardzo mi się spodobało. Nie jest wydziwiane, pstrokate tylko bardzo proste z ciekawą dwuwarstwową etykietą na wierzchu. Utrzymane w stonowanych brązowo-złotych kolorach. 
Zapach pokochałam od pierwszego powąchania! Oczywiście nie chciałam kupić czegoś pod wpływem chwili więc wstrzymałam się z zakupem jakiś czas i gdy ponownie zawitałam w tym sklepie już wiedziałam, że to jest to czego szukam ;)


Tak więc wybrałam właśnie ten flakonik o pojemności 100 ml. Perfumy o ile dobrze pamiętam kosztowały 99 zł. Moim zdaniem cena nie jest wygórowana, tym bardziej, że pojemność jest całkiem spora, zapach jest cudowny i do tego długo się utrzymuje. Na pewno nie są to perfumy z wyższej półki, bo nie kosztują 300 zł i wzwyż, ale również nie jest to zapach z tych najtańszych.
W Internecie nie znalazłam za dużo informacji na ich temat. Wiem jedynie, że jest to zapach już kultowy dla tej marki i pewnie nadal go znajdziecie na półkach w sklepie. Ja już dawno nie byłam w Zarze, bo niestety w miejscu w którym mieszkam wszędzie jest daleko, więc nie mam jak się upewnić w tej kwestii. 

Nuty jakie tu znajdziemy są orientalno-przyprawowe. Zawierają one składniki: grejpfrut, pieprz, cedr i lawenda. Znajdziemy tu podobieństwo do: Calvin Klein Shock i Dior Hypnotic Posion. 
Ja zapach opisałabym jako ciepły, bardzo zmysłowy i uwodzicielski, który na skórze pięknie rozkwita i bardzo długo się utrzymuje. Wiadomo, że męskie perfumy są trwalsze od damskich czego ogromnie im zazdroszczę i uważam, że to niesprawiedliwe! ;)
Uwielbiałam czuć ten zapach na skórze mojego chłopaka i na jego ubraniach. Idealnie do niego pasował i jak na razie żadne inne aromaty nie pokonały intensywnością i magią właśnie tego. Żeby nie było, perfumy również przypadły do gustu Patrykowi, nie używał ich tylko dlatego, żebym ja była zadowolona ;)) Lecz gdy kiedyś mu się znudzi ten zapach to z chęcią go przejmę dla siebie ;D


Ktoś może powiedzieć, że Zara i jej perfumy są przereklamowane, ale ja uważam inaczej. Polecam Wam przy okazji zakupów w jakiejś galerii wstąpić do Zary i przynajmniej je powąchać ;)
Wiem, że nie każdej/każdemu z Was ten zapach się spodoba, ale tak jest przecież ze wszystkim ;) Każdy ma swój gust i swoje preferencje. Ja jednego jestem pewna, gdy tylko znowu zawitam w Zarze na 100% sprawie je mojemu Ukochanemu jeszcze raz, a może i więcej ;-)

Znacie ten zapach? A jak nie to czy skusiłam Was na tyle, żeby przynajmniej go powąchać? ;)

poniedziałek, 13 kwietnia 2015

Maseczkowo #1 | kilka słów o 3 różnych maseczkach + czego używam do ich zmywania.

Witajcie w nowym tygodniu :) 

Dzisiaj chcę Wam powiedzieć małe co nieco na temat 3 różnych maseczek do twarzy, które ostatnio stosowałam/stosuję. Jakiś czas temu postanowiłam częściej używać maseczek do twarzy i próbować coraz to nowszych i mi nieznanych wcześniej produktów. Nigdy szczególnie nie przepadałam za tym "zabiegiem" i maseczek używałam sporadycznie i zazwyczaj ciągle tych samych. Obecnie staram się eksperymentować w tym temacie i mam nadzieję, że szybko się nie zniechęcę ;)

Nie będą to typowe recenzje, ponieważ nie będę się skupiała na składach, opisach producenta itd. Powiem Wam po prostu jak dana maseczka spisuje się u mnie, jaki pozostawia efekt na buzi i czy jestem z niej zadowolona czy nie. 
Jeśli jesteście zainteresowane zapraszam dalej ;)


1. Algo algi morskie:
- opakowanie; w środku znajdziemy saszetkę z zielonym pyłkiem, na razie alg użyłam 3 razy, została mi połowa opakowania, także jako maseczka wystarczy na około 6 użyć (ma również inne zastosowanie). Dostępne swego czasu w Biedronce za około 6 zł  
- konsystencja tak jak wspomniałam jest w formie pyłku, po zmieszaniu z wodą konsystencja robi się ciemno zielona i w zależności od ilości wody gęstnieje. Do jednorazowego użycia potrzebujemy małą łyżeczkę alg i odrobinę wody
- zapach jest przeokropny! Algi śmierdzą jak zdechła ryba lub jakiś stary staw, nie potrafię się do niego przyzwyczaić, a mój chłopak twierdzi, że z algami wyglądam i śmierdzę jak ropucha ;(
- działanie; długo zastyga na twarzy, opornie się zmywa, ale... świetnie i dogłębnie oczyszcza skórę, pory są odblokowane i również ładnie oczyszczone, po aplikacji skóra jest napięta, przed długi czas zmatowiona, odświeżona i wygładzona. 

Podsumowując: algi są tanie, wydajne, mają dobry skład (3 składnikowy), świetnie sobie radzą z oczyszczaniem. Dwie pierwsze aplikacje przebiegły u mnie bezproblemowo, natomiast po trzeciej miałam bardzo podrażnioną, zaczerwienioną i piekącą skórę szczególnie na czole i policzkach. Nie wiem czym było to spowodowane, może nałożyłam zbyt grubą warstwę maseczki, ale po jakimś czasie objawy minęły. Niestety zapach mocno mnie zniechęcił i nie jestem pewna czy kupię je ponownie. 

2. Strawberry Souffle maseczka truskawkowa głęboko nawilżająca i odblokowująca pory: 
- opakowanie wystarczyło mi na 2 użycia, cena waha się w granicach około 5 zł, dostępna między innymi w drogerii Laboo i Hebe
- konsystencja maseczki jest odpowiednia, ma perłowe i delikatnie różowe zabarwienie, posiada w sobie peelingujące drobinki na wzór pestek z truskawek, średnio się zmywa
- zapach jest słodki, ale sztuczny, nie przypomina zapachem prawdziwych świeżych truskawek, mimo to jest przyjemny, długo utrzymuje się na skórze
- działanie; brak ściągnięcia skóry, delikatne nawilżenie, odświeżenie i oczyszczenie porów, wygładzenie. Pozostawia na skórze rozświetlające drobinki

Podsumowując: maseczka całkiem miło mnie zaskoczyła, jej aplikacja była bardzo przyjemna, efekt końcowy mnie zadowolił, z chęcią wypróbuję inne wersje zapachowe ;)

3. Ziaja liście zielonej oliwki, oliwkowa maska regenerująca z kwasem hialuronowym:
- opakowanie wystarczyło mi jedynie na 1 aplikację i tylko na twarz, na szyję już zabrakło. Cena to około 1,50 zł, dostępna w większości drogerii
- konsystencja jest kremowa o białym kolorze, po zmyciu chusteczką zostawia na niej delikatnie zielony nalot 
- zapach jest przyjemny odrobinę trawiasty i cytrusowy, szybko się ulatnia 
- działanie; maseczka ma taki plus, że nie ma potrzeby jej zmywać, wnika w skórę, możemy jedynie po odpowiednim czasie zetrzeć jej nadmiar, a resztę wklepać w twarz i szyję. Po użyciu skóra jest miękka, gładka, nawilżona. 

Podsumowując: maseczka nie wywołała u mnie większego szału, a jej działanie nie było rewelacyjne. Z jednej strony fajnie, że nie ma potrzeby jej zmywać, ale z drugiej moja twarz bardzo długo się świeciła i czułam, że to co zostało na skórze, nie wchłonęło się do końca. Nie wiem czy zdecyduję się ponownie na jej zakup. 


Po tytule widzicie, że chciałam Wam dzisiaj również napisać czego używam do zmywania maseczek z buzi. Czasami się zdarzają trudniejsze do zmycia, które mocno trzymają się skóry, tak jak np. w przypadku alg. Pomagam sobie wtedy bawełnianymi chusteczkami kosmetycznymi do pielęgnacji twarzy. Pochodzą one z Rossmanna i kosztują 4,49 zł za 30 sztuk. Dodatkową są całkiem spore 18x18 cm, na zdjęciu widzicie chusteczkę złożoną na 4 razy. Ich oryginalne opakowanie różni się od mojego, ponieważ moje było tylko tymczasowe ;) TUTAJ sprawdźcie jak obecnie wygląda opakowanie, aby je bez problemu znaleźć na półce w Rossmannie :)
Podczas zmywania maseczki najpierw moczę twarz i próbuję zmyć ile się da samą wodą i dłońmi, następnie delikatnie zwilżam chusteczkę i ścieram to co pozostało na twarzy. Zazwyczaj wystarczy użyć 1-2 chusteczek i mamy czyściutką i miękką buźkę. Nie podrażniają one mojej skóry, ponieważ są hipoalergiczne i wykonane ze 100% bawełny, są delikatne, przyjemne w użyciu i co najważniejsze nie rwą się ani nie rolują ;)

Podzielcie się ze mną jakie są Wasze ulubione maseczki, chętnie wypróbuję! ;)

czwartek, 9 kwietnia 2015

Biovax - intensywnie regenerująca maseczka do włosów, złote algi i kawior + efekt na włosach.

Witajcie Kochane ;) Powiem Wam dzisiaj co nieco o maseczce, którą niedawno zdenkowałam i która w końcu doczekała się swoich 5 minut na blogu ;) Była to moja druga pełnowymiarowa maseczka z Biovaxu i zdradzę Wam, że sprawdziła się nawet lepiej niż poprzednia ;) Wcześniej miałam wersję niebieską z keratyną i jedwabiem, a obecnie ze złotymi algami i kawiorem.


OPAKOWANIE, POJEMNOŚĆ:
Zacznę od spraw technicznych, a więc: maseczka jest zamknięta w typowym dla marki plastikowym słoiczku, który jest szczelnie zamknięty i mamy pewność, że nikt wcześniej nie maczał palców w naszej kawiorowej mazi. Opakowanie jest w miarę wygodne i pozwala zużyć produkt do samego końca. Prezentuje się elegancko i utrzymane jest w czarno-złotych kolorach. Dodatkowo słoiczek jest zamknięty w matowym pudełeczku o takiej samej grafice. Niestety w środku nie znajdziemy foliowego czepka, ani żadnego serum jak w przypadku np. mojej poprzedniej wersji ;(
Pojemność produktu jest niewielka, bo jest to 125 ml, a jej koszt w Rossmannie to 17,99 zł. Czy opłaca się inwestować w to maleństwo, przekonacie się dalej... 

OPIS PRODUCENTA:

 SKŁAD:
Skład prezentuje się następująco. Znajdziemy tu 9 składników czynnych i 6 konserwantów. Naszą uwagę zwraca olej migdałowy, który odżywia skórę i zmiękcza włosy. Poza tym nie widzę tu nic szczególnego, wydaje mi się że skład jest taki sobie, ale jeśli jest inaczej dajcie proszę znać.   

KONSYSTENCJA, ZAPACH, WYDAJNOŚĆ:
Maseczka jest gęsta i mimo, że opakowanie jest malutkie wypełnione jest po brzegi (na szczęście). Jak widzicie na zdjęciu ma kolor miodowy z czarnymi drobinkami. Obawiałam się że drobinki będą osiadały na włosach, ale na szczęście szybko się rozpuszczają i ślad po nich znika. 
Zapach jest przyjemny, mocno perfumowany i całkiem długo utrzymuje się na włosach. Mi on odpowiada, ale czytałam opinie, że niektórym może przeszkadzać. 
Z wydajnością nie jest najgorzej, moje włosy są już całkiem długie, a maseczki wystarczyło mi na około 8 razy. Na początku trochę jej oszczędzałam, ale później nakładałam tyle co zazwyczaj inne tego typu produkty. 

EFEKT NA WŁOSACH:
Wybaczcie mi te "loczki" od połowy głowy, ale zdjęcie było robione po nocy gdzie zazwyczaj śpię w warkoczu. 
Ogólnie maseczka na mojej czuprynie spisywała się całkiem w porządku, lubiłam jej używać. Zostawiała moje włosy wygładzone, przyjemne w dotyku i wystarczająco łatwe do rozczesania. Oczywiście "robotę" robiło również to czy nakładałam wcześniej olej czy nie. Poza tym zauważyłam (w sumie jak w większości przypadków), że im dłużej trzymałam ją na włosach tym lepsze dawała efekty. Zazwyczaj był to czas od 15 min do nawet godziny lub dłużej. Nie lubię nakładać masek, ani nawet odżywek na minutkę-dwie, bo po prostu mi ich szkoda, wolę potrzymać przynajmniej kilka minut dłużej i cieszyć się lepszym efektem. Zauważyłam również, że czasami lubiła puszyć mi włosy, ale zazwyczaj po kilku godzinach wracały do siebie.  

PODSUMOWUJĄC: polecam Wam wypróbować tą maseczkę, bo krzywdy raczej Wam nie zrobi. Nie wywołała u mnie jakiegoś ogromnego szału, ale bublem na pewno nie mogę jej nazwać. Może nie zregeneruje, ani nie odżywi Waszych włosów dogłębnie, ale prezentować powinny się pięknie ;) 
Przyznaję, że cena jest trochę wysoka patrząc na pojemność i na to, że nie znajdziemy w środku żadnych gratisów. Mimo to polecam polować na przeceny, lub skorzystać z oferty w Super-Pharmie gdzie maseczki są czasami tańsze i nawet większe. Nie wiem czy ta wersja również jest tam dostępna, bo nie mam tej drogerii w pobliżu. 
Ja się będę teraz czaić na złotego Biovaxa, bo o nim słyszałam najwięcej dobrego. Dajcie znać którą wersję powinnam jeszcze wypróbować :)

Chyba o niczym nie zapomniałam, także do następnego! ;) 

wtorek, 7 kwietnia 2015

Najlepsze filmy marca + jedno rozczarowanie.

Witajcie Kochane po świętach ;) Powiem Wam, że mi te dni bardzo szybko zleciały i w sumie się cieszę, że już po wszystkim. Dominik ostatnio był bardzo marudny i przez święta dał nam popalić. Wieczorem oboje padaliśmy zmęczeni na łóżko jak po całodniowym maratonie. Dzisiaj już wszystko wraca do normy, czyli powrót do obowiązków, do blogowania i "normalnego" jedzenia ;D Trochę sobie pofolgowałam ostatnio ;/ A jak Wam minęły święta? ;)

Przyszedł czas na kolejne filmowe podsumowanie. W marcu obejrzałam 18 filmów i 4 z nich chciałabym Wam polecić ;) Znalazło się również kilka rozczarowań, ale o największym wspomnę na końcu. Jak zawsze będą to filmy z przeróżnych kategorii gatunkowych, tym razem dodam również trailery, aby Was jeszcze bardziej zachęcić :)


Widziałam również 2 filmy o których ostatnio było głośno czyli "50 twarzy Greya" i polski film nagrodzony Oscarem "Ida". Pierwszy z nich był ok i w sumie taki jak się spodziewałam, że będzie. Słyszałam mnóstwo przeróżnych opinii i po trochu zgadzam się z tymi złymi, ale i również dobrymi. Film był przeciętny i jakbym nie czytała wcześniej książki to pomyślałabym, że jest bez sensu, ale tak widzę sens i nic do niego nie mam.
Drugi natomiast był dobry, ale nie na tyle, abym chciała go obejrzeć ponownie lub polecić go Wam. 



"DZIKIE HISTORIE" - to film, który wywarł na mnie największe wrażenie w ubiegłym miesiącu i o którym nie mogę zapomnieć do dzisiaj. Wywołał on u mnie bardzo sprzeczne odczucia, a gatunek czarna komedia mówi sam za siebie. Film jest zarówno zabawny, irracjonalny, trochę straszny i wpędzający w osłupienie. Mnie osobiście z każdą minutą coraz bardziej wciskał w fotel. 
Opowiada on 6 różnych historii o całkowicie różnych ludziach, których łączą jedno - bardzo dziwne, czasami niezrozumiałe i przerażające relacje. Każda z historii jest na swój sposób szalona i pokazuje jak ludziom w chwilach stresu i napięcia puszczają nerwy i robią rzeczy, których by nigdy wcześniej nie zrobili. 
Jak dla mnie film jest genialny, a jego tytuł idealnie tu pasuje. Mimo to wiem, że nie spodoba się każdemu, poza tym co tu dużo mówić każdy z nas ma inny gust, ale chyba warto zaryzykować i obejrzeć ;)



"INTERSTELLAR" - odkąd pojawił się na ekranach miałam ochotę go zobaczyć. Oglądałam go na dwa razy czego bardzo nie lubię. Zaczęłam jeszcze w styczniu, ale z dnia na dzień zniknął z internetu, a że nie chciało mi się go ściągać na komputer skończyłam dopiero w marcu. Mimo to cieszę się że do niego wróciłam, bo bardzo mi się podobał. Uwielbiam takie "kosmiczne" historie, a za czasów podstawówki marzyłam, żeby zostać astronautą ;D
Historia dotyczy przyszłości i tego jak czas na Ziemi dobiega końca poprzez zmiany klimatyczne. W kosmos zostaje wysłana grupa badaczy, aby znaleźć nowy dom dla ludzkości w którym będzie mogła się osiedlić. Odkrywają oni tunel czasoprzestrzenny, którym się poruszają. Niesamowite jest to jak w kosmosie mija czas i jak człowiek dokonuje rzeczy niemożliwych w całkowicie innym wymiarze. To również opowieść o silnej relacji ojca z córką, dla której warto walczyć do samego końca.
Film jest piękny wizualnie i zabiera nas w świat, którego nie znamy. Rola Matthew McConaughey i Ann Hathaway również pełna podziwu. Jeśli jeszcze nie widzieliście polecam również "Grawitację".  



"TRUP" - trochę pogmatwana i nieprzewidywalna historia prosto z tajemniczej Hiszpanii. Thriller, który trzyma w napięciu i od którego nie mogłam się oderwać do samego końca. Historia kobiety, której ciało po śmierci znika z kostnicy. Poznajemy również jej mąża, który jest podejrzany o morderstwo i o uprowadzenie ciała żony. Do tego pojawia się również tajemniczy detektyw i młoda kobieta w tle. 
Ciekawa historia i sposób narracji. Jednym słowem dobry film, idealny na wieczór z chłopakiem ;) Jeśli nie przeszkadza Wam nieanglojęzyczna produkcja to polecam ;)



"CZŁOWIEK RINGU" - nie trudno się domyślić, że nie jest film skierowany wyłącznie dla dziewczyn ;D Oglądałam go razem z chłopakiem, ale i mi i jemu przypadł do gustu. Nie jest to typowo sportowo-bokserski film, jest to obraz niezłomnego człowieka, jego rodziny i trudnego życia jakiego doznali podczas Wielkiego Kryzysu. Główny bohater jest prawdziwym mężczyzną, nie tylko dlatego, że potrafi się bić, ale dlatego, że potrafi zadbać o swoją rodzinę i zrobi wszystko dla jej dobra. Nie ukrywa łez i łapie się każdej możliwości zarobku. Gdy w końcu ponownie trafia na ring musi się zmierzyć z człowiekiem, który uśmiercił już kilku swoich przeciwników. Staje do walki na śmierć i życie.
Wzruszający i piękny film, ze wspaniałą rolą Russella Crowe i w roli jego żony Rene Zellweger. Nie rezygnujcie z niego nawet jak nie lubicie boksu, bo wydaje mi się że nie pożałujecie ;)



"PORYWY SERC" - na koniec film, który okazał się totalną porażką i zamułą. Skusiła mnie główna rola naszego Pana Greya czyli Jamiego Dornana, ponieważ chciałam go zobaczyć w jakimś innym filmie. Niestety okropnie się wynudziłam, kilka razy prawie zaspałam. Historia banalna i opowiedziana w sposób, który do mnie nie trafia. Czyli biznesmen z Nowego Jorku wyjeżdża do Belgii, aby zdobyć najlepszego gołębia pocztowego dla sułtana z którym chce rozpocząć nowy biznes. Aby zdobyć gołębia od starszego człowieka zbliża się do jego wnuczki i nietrudno się domyślić, że się w sobie zakochują. Później musi wybierać pomiędzy miłością, a karierą. Ach jakie to zaskakujące... 
Może fanom gołębi się spodoba, dla mnie niestety masakra. Aktorstwo na niskim poziomie, a główna aktorka bardzo mnie irytowała.   

Dajcie znać który z filmów widzieliście, lub na który się skusicie ;) I polećcie mi coś dobrego co widzieliście ostatnio, bo nie mam co oglądać ;D

Wszystkie zdjęcia pochodzą z portalu Filmweb.